Stefan Płażek: Za błędną decyzję płaci miasto

– Złe decyzje były i będą, nie mamy na to wpływu. Obecnie dostępne instrumenty nie są wystarczające, aby skutecznie je rozliczać – mówi Stefan Płażek, doktor nauk prawnych Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Na przedstawicielach JST leży milionowa odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Były burmistrz Susza Jan Sadowski nie dopełnił formalności podczas podpisywania umowy na budowę hali sportowej. Gmina mimo prawomocnego wyroku nie powtórzyła przetargu. Firma, która miała do niego stanąć zażądała rekompensaty za utracone korzyści i poniesione straty. Sąd w Elblągu uznał roszczenie za zasadne i nakazał gminie Susz zapłatę odszkodowania ostródzkiemu przedsiębiorstwu w wysokości 487 373 zł oraz 300 tys. zł odsetek i 53 tys. zł tytułem pokrycia kosztów procesu.

– Tą kwotę musieliśmy zapłacić. Wniosłem jednak sprawę o popełnienie przestępstwa przez mojego poprzednika, będę się także starał o finansowe zadośćuczynienie z jego strony – mówi Krzysztof Pietrzykowski, obecny burmistrz Susza, który dodaje: – Ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej za błędne decyzje mogłyby zniwelować straty ponoszone z tego tytułu przez miasto lub gminę.

– Jeśli chodzi o ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej to ma ono swoje wady. Może przyczynić się do zwiększenia braku odpowiedzialności przy podejmowaniu decyzji, a etos pracy paradoksalnie nie wzrośnie tylko zmaleje. Poza tym ubezpieczeniami zajmują się firmy, które na nich zarabiają. Musielibyśmy się zastanowić jak mogłyby zarabiać na samorządach. Na dzień dzisiejszy sytuacja wyglądałaby prawdopodobnie tak, że to mieszkańcy musieliby się na takie ubezpieczenie złożyć. W gruncie rzeczy i tak za błędną decyzję zapłaci miasto. Według mnie jedynym wyjściem jest udrożnienie odpowiedzialności materialnej – mówi Stefan Płażek.

Podobnego zdania jest Gerald Dębski, specjalista prawa samorządowego z Kancelarii Ślązak Zapiór i Wspólnicy. – Ubezpieczenie byłoby dobrym zapleczem, ale wtedy jeśli sami zainteresowani będą płacić składki, inaczej musiałyby i tak być to pieniądze z budżetu państwa.

W tej chwili jednak w przepisach regulacyjnych jak np. ustawa o bezpośrednim wyborze prezydenta burmistrza i wójta nie ma takich zapisów, które jednoznacznie pociągałyby włodarzy do odpowiedzialności. Jak mówią eksperci, takich zapisów nie znajdziemy także w ustawie o samorządzie gminnym, a niestety przypadków niewłaściwego użycia władzy jest więcej. Oprócz wspomnianego Susza o narażenie gminy na straty oskarżono właśnie wójta gminy Władysławów. Kontrola wykazała nieprawidłowości przy budowie kompleksu sportowego Orlik. Sprawą zajęło się CBA, prokurator a teraz sąd. Śledczy zarzucają narażenie gminy na stratę ponad 309 tys. zł. Natomiast wójt gminy Dębowa Kłoda, który został skazany prawomocnym wyrokiem na pół roku więzienia w zawieszenia na dwa lata i powinien w trybie natychmiastowym stracić stanowisko, może od decyzji sądu odwoływać się nawet kilka razy. Tym samy wójtem pozostanie jeszcze długi czas. Według ekspertów tylko konsekwencje materialne płynące bezpośrednio z portfela wójta byłyby skutecznym narzędziem w walce o rzetelne podejmowanie decyzji.

– Odpowiedzialność zawsze spoczywała i spoczywać będzie na organie wykonawczym. Możemy mieć tylko nadzieję, że będzie on podejmować właściwe decyzje – mówi Gerard Dębski. (ob)