Naczelnik Wydziału Kultury, Sportu i Rekreacji Dzielnicy Bielany w Warszawie uwielbia jeździć na nartach. Na wyprawy zabiera całą rodzinę. Poleca kwietniowe wyjazdy w Dolomity, do Livigno, gdzie kusi także strefa bezcłowa.
Jarosław Bobin (z lewej) z rodziną w Zell am See
Do lamusa odszedł stereotyp urzędnika mającego nudny zawód i nudne życie osobiste w tzw. czasie wolnym. Choć z drugiej strony, na pytanie, jakie uprawiam sporty ekstremalne, odpowiadam… gram w brydża! A tak bardziej na poważnie. Z biegiem czasu z przykrością stwierdzam, że gorzej radzę sobie ze stresem, dlatego też dużą wagę przykładam do kwestii zrelaksowania się w formie aktywnego wypoczynku.
Staram się dwa razy w tygodniu zmęczyć na basenie i raz przez godzinę pograć z kolegami w piłkę nożną. Szczególnie ten drugi sport sprawia mi frajdę, gdyż, będąc już w wieku prawie balzakowskim (46 lat), potrafię zabiegać niejednego dwudziesto czy trzydziestolatka.
Najwięcej przyjemności sprawiają mi jednak narty, sport, który uprawiam od wczesnej młodości. Szczególnie gorąco polecam wszystkim kwietniowe wyjazdy w Dolomity, do Livigno, gdzie kusi także strefa bezcłowa czy do pięknej karuzeli narciarskiej Marilleva – Folgarida – Madonna di Campiglio. Wspaniale przygotowane szerokie i puste trasy, piękne słońce i specjały włosko-austriackiej kuchni – po prostu dolce vita.
Te moje narciarskie wyjazdy są fajnymi eskapadami całej naszej rodziny. Tak się bardzo szczęśliwie złożyło, że moja rodzina rozrzucona w trzech województwach ma ferie w tym samym terminie.