Nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie przypomniała mi rzymską maksymę „dura lex, sed lex”. Musimy wdrażać ustawę, która została uchwalona w kształcie sprzecznym z podstawowymi regułami.
Rządzący dążą do zwiększenia skuteczności zarówno przeciwdziałania przemocy w rodzinie, jak i ochrony ofiar, które mają uzyskać bezpłatną pomoc w różnych formach. Ale to głównie gmina ma zapłacić za „bezpłatną” pomoc.
Dlaczego ustawa praktycznie nie ma okresu przejściowego, aby wszyscy odpowiedzialni za nią zdążyli swoje zadania wykonać? Przecież najpierw w sztafecie biegną minister i wojewodowie, aby przygotować dla gmin niezbędne instruktaże, a potem czas na szkolenia dla OPS-ów i dla burmistrzów na zawarcie porozumień oraz dla rad gmin na podjęcie uchwał. Jeśli rządzący oczekują większej skuteczności, to po co wzmacniają regionalną i powiatową nadbudowę nad urzędami gmin i OPS-ami, które mają codzienny kontakt z realnym życiem? Dlaczego pieniędzy poskąpiono gminom, ale obiecano je powiatom?
W jaki sposób zwiększać skuteczność przeciwdziałania przemocy w rodzinie, skoro pracownicy ochrony zdrowia nie dostaną dodatkowych pieniędzy za pracę w nowych zespołach. A przecież lekarzom już brakuje finansowej motywacji do pracy w gminnych komisjach rozwiązywania problemów alkoholowych. Sejmowa Komisja Polityki Społecznej i Rodziny teraz sobie przypomniała, że w OPS-ach w małych gminach zatrudnia się pojedynczych pracowników socjalnych. Nowelizacją ustawy o pomocy społecznej chce narzucić gminom obowiązek zatrudnienia kolejnych. Budżet państwa da na to pieniądze? O czym jeszcze przypomną sobie ministrowie i posłowie? Powinni najpierw się zastanowić nad całością, a dopiero potem uchwalać ustawy!
Ale czy to skuteczny sposób rozwiązywania problemów w rodzinie, małżeństwie czy konkubinacie? Czy nowoczesne państwo prawa ma tak głęboko ingerować w prywatne sprawy obywateli?
Czesław Tomalik
prezes Zarządu ZGŚO