9 grudnia br. na Uniwersytecie Warszawskim frekwencja nie była wprawdzie imponująca (nieco ponad 100 uczestników), ale udało się zebrać dość miarodajne grono osób, zaangażowanych w sprawy JST.
Zgodność w wypowiedziach 33 mówców mogła zadziwiać (a nawet nużyć): niemal każdy krytykował ograniczenie kadencyjności włodarzy, upolitycznienie Państwowej Komisji Wyborczej, zniesienie jednomandatowych okręgów wyborczych i głosowania korespondencyjnego, odebranie JST prawa do kształtowania okręgów (na rzecz komisarzy wyborczych), zredukowanie liczby mandatów do 3-7, odebranie radom kompetencji powoływania skarbników, brak udziału mieszkańców w komisjach wyborczych, ustawowe „zadekretowanie” budżetu partycypacyjnego, umożliwienie kandydowania na radnych osobom niezamieszkałym na terenie danej gminy czy powołanie dwóch komisji wyborczych. W miarę pozytywnie wypowiadano się jedynie o powołaniu biur organów stanowiących oraz zwiększeniu transparentności działania rad.
Mimo tej jednomyślności wysłuchanie stanowiło przykre przeżycie. Projekt ustawy określono jako realizujący wytyczne partyjne PiS (mający przynieść mu wygraną w wyborach samorządowych) i zasiewający nieufność do JST. W kuluarach zadawano sobie pytanie, po co w ogóle o nim dyskutować, skoro „walec jedzie” i żadne argumenty merytoryczne nie zostaną wzięte pod uwagę. Artur Habant alarmował retorycznie, że nie można przyjmować ustawy wbrew obywatelom, o których tak dużo się w niej pisze. Dawaliśmy więc tylko świadectwo.
Zaś Jacek Karnowski mówił o grudniu 2017 r. jako dacie końca polskiej demokracji.
Agata Dąmbska, Forum Od-nowa